środa, 27 czerwca 2012

Rozdział 4


Rozdział 4: Spotkanie

Płakał przez kilka godzin, w końcu usnął. Obudził się w środku nocy, lecz nie był sam… Ktoś mu się przyglądał. Miał przyjazny, choć nieco demoniczny wzrok. Nagle postać zbliżyła się do niego. Przerażony skulił się jak tylko mógł najbardziej, lecz mężczyzna nadal szedł w jego stronę. Przerażony obecnością nieznajomego zaczął krzyczeć jak opętany, ale natychmiast zaprzestał, bo zobaczył, że mężczyzna kuca naprzeciwko niego, nadal przyjaźnie się do niego uśmiechając. Jego oczy nie wyglądały już tak strasznie jak przedtem, gdy stał w cieniu pobliskiego drzewa. Wyglądał przyjaźnie, miał około 20 lat, półdługie, czarne, proste włosy, fioletowe oczy (chociaż w ciemności wydawało się Selimowi, że są czerwone jak ogień) i czarny garnitur.

- Jestem Deidara, Twój nowy lokaj. Oczywiście jeśli zgodzisz się podpisać ze mną pewną umowę…

- J-jaką umowę? Co to ma znaczyć? Mój lokaj jest teraz w pałacu, nie znam cię. Odsuń się ode mnie.

- Hahaha. Wybacz, paniczu, ale nie mogę spełnić Twojej prośby. Teraz przejdźmy do umowy…
             
            Nagle w lesie rozległo się głuche klaśnięcie. To Selim uderzył w twarz Deidarę. Lokaj był zaskoczony zachowaniem chłopca. Dotknął ręką do policzka, który zdążył mu już spuchnąć, popatrzył raz jeszcze na Selima, podniósł się, ponieważ nie zamierzał pomagać komuś, kto tak się wobec niego zachowuje.

- Skoro jesteś taki nieuprzejmy, choć ja zaoferowałem Ci pomoc, to Cię tu zostawię. Samego. Nie wrócę tu po Ciebie, a wątpię żebyś dał radę sam wrócić do domu, czy może raczej, do tego co z niego zostało...

- Jak to „do tego co z niego zostało”? Co się stało z moim domem? Co się stało z mamą? I służbą?

- Cóż, wydaje mi się, że to kara zesłana przez boga za to, co zrobiłeś ojcu.                                

- Ale… ja nie chciałem… zrobić mu krzywdy… Myślałem, że on tak tylko udaje…
             
            Selim nie wytrzymał i znowu się rozpłakał. Ale tym razem rzucił się na szyję Deidarze, który było co najmniej zdziwiony zachowaniem młodego panicza. Lecz nie odepchnął go od siebie, tylko mocno przytulił.
             
            Gdy chłopiec już się uspokoił, Deidara postanowił mu opowiedzieć skąd się tu wziął.

- Po tym jak zabiłeś swojego ojca, byłeś jednocześnie bardzo przygnębiony i przerażony, ale również w jakiś sposób usatysfakcjonowany tym co zrobiłeś. W tym momencie zrodziłem się ja. Powstałem z twojego gniewu i złośliwej satysfakcji. Mówiąc prościej jestem demonem, którego stworzyłeś Ty sam. Jestem Ci wdzięczny i proponuję współpracę. Ja zaopiekuję się Tobą, a ty w zamian dasz mi coś, czym demony się żywią.

- To demony nie jedzą tego co ludzie?

- Oczywiście, że tak, ale żeby demon cały czas miał cel w życiu, podpisuje z człowiekiem, który go stworzył, specjalną umowę.

- Na czy polega ta umowa? Co muszę Ci dać byś był mi wierny do końca?

- Musisz obiecać, że w momencie, gdy będziesz umierał będę mógł pożreć twoją duszę. Oznacza to, że nie trafisz ani do nieba, ani do piekła. Po prostu znikniesz.

- Rozumiem. Ale każda mowa musi być jakoś podpisana, przypieczętowana.

- Oczywiście, że tak. Powiedz, paniczu, czy zgadzasz się na te proste warunki umowy?

- Tak, zgadzam się.

- Doskonale! Teraz uspokój się. Poczujesz pieczenie na brzuchu, ale to dobrze, to będzie znaczyło, że szczerze pragniesz mojej pomocy, że umowa została podpisana.

- Ałaa!! Strasznie boli! Zrób coś żeby tak nie bolało, proszę…
             
            I wtedy Deidara postanowił po prostu pocałować chłopca, który o mało się nie przewrócił z zaskoczenia.

- Czemu mnie pocałowałeś?!

- Kazałeś przecież zrobić coś żeby pojawianie się pieczęci tak nie bolało… To był najlepszy pomysł na jaki wpadłem…

- Ech, niech Ci będzie. Ale następnym razem uprzedź mnie, co masz zamiar zrobić.

- Tak, mój lordzie.

Selim tak się tym przejął, że aż się zaczerwienił. Po chwili poczuł, że Deidara go podnosi. Zaczął się szamotać, czym jego lokaj bardzo się zmartwił.

- Paniczu, dlaczego się szamoczesz? Nie jesteś w najlepszym stanie. Pozwól, że zaniosę Cię do domu. Z pewnością jesteś również bardzo zmęczony.

- W-wcale nie. Czuję się dobrze. Dam radę dojść do domu sam.
             
            I w chwilę po wypowiedzeniu ostatniego słowa potknął się o korzeń i rozciągnął się jak długi przed, wyraźnie rozbawionym tym, co się stało, Deidarą.

- No i z czego się śmiejesz?! Lepiej pomóż mi wstać!

- Haha. Oczywiście, mój paniczu.
            
            Lokaj pomógł wstać Selimowi i wziął go na ręce. Chłopiec znowu był zły.

- Co się stało, paniczu?

- Nie musisz mnie nieść.

- Nie chcę podważać twojego zdania, paniczu, ale sądząc po poprzednim upadku, wątpię byś dał radę iść sam.

- Może i masz rację, ale nie musisz mnie nieść na rękach jak małego dziecka.

- Rozumiem. Więc jak mam Cię zanieść do domu, mój lordzie?

- Nie wiem. Jest mi to obojętne. Możesz mnie wziąć „na barana”.

- Dobrze.
             
            Deidara wziął chłopca „na barana” i ruszył wolno w stronę jego posiadłości, czy raczej tego co z niej zostało. Już miał zamiar opowiedzieć chłopcu, że jego dom został spalony, lecz zauważył, że jego panicz usnął.

- Wygląda tak słodko, gdy śpi.

6 komentarzy:

  1. uuuuurrrrrooooccczzzeee :D miłość wisi w powietrzu^^. *tańczy makarenę* ale się ciesze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta "miłość" będzie baaaaaaaaaaaardzo skomplikowana xD
      Z resztą... Sama się przekonasz jak dodam następne rozdziały :D

      Usuń
  2. Booshh jak przeczytałam jak ma na imie to odrazu w wyobraźni zaczął malować sie obraz Deidary z naruto.....



    Kimiko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahah Tak myślałam właśnie, że wszyscy to z nim skojarzą XD Ale wygląd jest jednak inny...

      Usuń
  3. Mi też Deidara skojarzył się z Naruto :P

    Forsaken12345

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah Mi też się tak w sumie kojarzy, ale ciii :P

      Usuń