Rozdział 4: Spotkanie
Płakał
przez kilka godzin, w końcu usnął. Obudził się w środku nocy, lecz nie był sam…
Ktoś mu się przyglądał. Miał przyjazny, choć nieco demoniczny wzrok. Nagle
postać zbliżyła się do niego. Przerażony skulił się jak tylko mógł najbardziej,
lecz mężczyzna nadal szedł w jego stronę. Przerażony obecnością nieznajomego
zaczął krzyczeć jak opętany, ale natychmiast zaprzestał, bo zobaczył, że
mężczyzna kuca naprzeciwko niego, nadal przyjaźnie się do niego uśmiechając. Jego
oczy nie wyglądały już tak strasznie jak przedtem, gdy stał w cieniu
pobliskiego drzewa. Wyglądał przyjaźnie, miał około 20 lat, półdługie, czarne,
proste włosy, fioletowe oczy (chociaż w ciemności wydawało się Selimowi, że są
czerwone jak ogień) i czarny garnitur.
- Jestem
Deidara, Twój nowy lokaj. Oczywiście jeśli zgodzisz się podpisać ze mną pewną
umowę…
- J-jaką
umowę? Co to ma znaczyć? Mój lokaj jest teraz w pałacu, nie znam cię. Odsuń się
ode mnie.
- Hahaha.
Wybacz, paniczu, ale nie mogę spełnić Twojej prośby. Teraz przejdźmy do umowy…
Nagle w lesie rozległo się głuche
klaśnięcie. To Selim uderzył w twarz Deidarę. Lokaj był zaskoczony zachowaniem
chłopca. Dotknął ręką do policzka, który zdążył mu już spuchnąć, popatrzył raz
jeszcze na Selima, podniósł się, ponieważ nie zamierzał pomagać komuś, kto tak
się wobec niego zachowuje.
- Skoro
jesteś taki nieuprzejmy, choć ja zaoferowałem Ci pomoc, to Cię tu zostawię.
Samego. Nie wrócę tu po Ciebie, a wątpię żebyś dał radę sam wrócić do domu, czy
może raczej, do tego co z niego zostało...
- Jak to „do
tego co z niego zostało”? Co się stało z moim domem? Co się stało z mamą? I
służbą?
-
Cóż, wydaje mi się, że to kara zesłana przez boga za to, co zrobiłeś ojcu.
- Ale… ja nie
chciałem… zrobić mu krzywdy… Myślałem, że on tak tylko udaje…
Selim nie wytrzymał i znowu się
rozpłakał. Ale tym razem rzucił się na szyję Deidarze, który było co najmniej
zdziwiony zachowaniem młodego panicza. Lecz nie odepchnął go od siebie, tylko
mocno przytulił.
Gdy chłopiec już się uspokoił,
Deidara postanowił mu opowiedzieć skąd się tu wziął.
- Po tym jak zabiłeś swojego ojca, byłeś jednocześnie bardzo przygnębiony i przerażony, ale również w jakiś sposób usatysfakcjonowany tym co zrobiłeś. W tym momencie zrodziłem się ja. Powstałem z twojego gniewu i złośliwej satysfakcji. Mówiąc prościej jestem demonem, którego stworzyłeś Ty sam. Jestem Ci wdzięczny i proponuję współpracę. Ja zaopiekuję się Tobą, a ty w zamian dasz mi coś, czym demony się żywią.
- To demony
nie jedzą tego co ludzie?
- Oczywiście,
że tak, ale żeby demon cały czas miał cel w życiu, podpisuje z człowiekiem,
który go stworzył, specjalną umowę.
- Na czy
polega ta umowa? Co muszę Ci dać byś był mi wierny do końca?
- Musisz
obiecać, że w momencie, gdy będziesz umierał będę mógł pożreć twoją duszę.
Oznacza to, że nie trafisz ani do nieba, ani do piekła. Po prostu znikniesz.
- Rozumiem.
Ale każda mowa musi być jakoś podpisana, przypieczętowana.
- Oczywiście,
że tak. Powiedz, paniczu, czy zgadzasz się na te proste warunki umowy?
- Tak,
zgadzam się.
- Doskonale! Teraz
uspokój się. Poczujesz pieczenie na brzuchu, ale to dobrze, to będzie znaczyło,
że szczerze pragniesz mojej pomocy, że umowa została podpisana.
- Ałaa!!
Strasznie boli! Zrób coś żeby tak nie bolało, proszę…
I wtedy Deidara postanowił po prostu
pocałować chłopca, który o mało się nie przewrócił z zaskoczenia.
- Czemu mnie
pocałowałeś?!
- Kazałeś
przecież zrobić coś żeby pojawianie się pieczęci tak nie bolało… To był
najlepszy pomysł na jaki wpadłem…
- Ech, niech
Ci będzie. Ale następnym razem uprzedź mnie, co masz zamiar zrobić.
- Tak, mój
lordzie.
Selim
tak się tym przejął, że aż się zaczerwienił. Po chwili poczuł, że Deidara go podnosi.
Zaczął się szamotać, czym jego lokaj bardzo się zmartwił.
- Paniczu, dlaczego
się szamoczesz? Nie jesteś w najlepszym stanie. Pozwól, że zaniosę Cię do domu.
Z pewnością jesteś również bardzo zmęczony.
- W-wcale
nie. Czuję się dobrze. Dam radę dojść do domu sam.
I w chwilę po wypowiedzeniu
ostatniego słowa potknął się o korzeń i rozciągnął się jak długi przed,
wyraźnie rozbawionym tym, co się stało, Deidarą.
- No i z
czego się śmiejesz?! Lepiej pomóż mi wstać!
- Haha.
Oczywiście, mój paniczu.
Lokaj pomógł wstać Selimowi i wziął
go na ręce. Chłopiec znowu był zły.
- Co się
stało, paniczu?
- Nie musisz
mnie nieść.
- Nie chcę
podważać twojego zdania, paniczu, ale sądząc po poprzednim upadku, wątpię byś
dał radę iść sam.
- Może i masz
rację, ale nie musisz mnie nieść na rękach jak małego dziecka.
- Rozumiem.
Więc jak mam Cię zanieść do domu, mój lordzie?
- Nie wiem.
Jest mi to obojętne. Możesz mnie wziąć „na barana”.
- Dobrze.
Deidara wziął chłopca „na barana” i
ruszył wolno w stronę jego posiadłości, czy raczej tego co z niej zostało. Już
miał zamiar opowiedzieć chłopcu, że jego dom został spalony, lecz zauważył, że
jego panicz usnął.
- Wygląda tak słodko, gdy śpi.
uuuuurrrrrooooccczzzeee :D miłość wisi w powietrzu^^. *tańczy makarenę* ale się ciesze.
OdpowiedzUsuńTa "miłość" będzie baaaaaaaaaaaardzo skomplikowana xD
UsuńZ resztą... Sama się przekonasz jak dodam następne rozdziały :D
Booshh jak przeczytałam jak ma na imie to odrazu w wyobraźni zaczął malować sie obraz Deidary z naruto.....
OdpowiedzUsuńKimiko
Hahahahah Tak myślałam właśnie, że wszyscy to z nim skojarzą XD Ale wygląd jest jednak inny...
UsuńMi też Deidara skojarzył się z Naruto :P
OdpowiedzUsuńForsaken12345
Hahahah Mi też się tak w sumie kojarzy, ale ciii :P
Usuń