sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 5


Rozdział 5: Straszna prawda

Byli już prawie na miejscu, gdy Selim nagle się obudził.

- Ale się wyspałem. Która jest godzina?

- Sądząc, po położeniu słońca jest około godziny piętnastej.

- Ah. Rozumiem. A kiedy dotrzemy do domu?

- No właśnie, chciałem Ci powiedzieć, paniczu, że ktoś spalił twój dom. Sporo czasu zajmie odbudowanie go, więc trzeba będzie znaleźć jakiś lokal zastępczy.

- Co?! Kto mógł zrobić coś takiego?

- Nie jestem pewien, ale to chyba Twoja matka podpaliła dom, chcąc ukryć fakt, że zabiłeś własnego ojca.

- Nie… Kłamiesz!! To niemożliwe! Moja mama nigdy by nie zrobiła czegoś takiego! Nie wierzę Ci...

- Paniczu, uspokój się. Płaczem nic nie wskórasz. Poza tym nie da się przecież cofnąć czasu…

- A-ale… Co się teraz ze mną stanie? Gdzie będę mieszkać?

- Spokojnie, wszystkim zajmę się osobiście.

- D-dziękuję Ci, Deidara.
             
            Lokaj tylko się uśmiechnął. Rozumiał jak ciężko musi być teraz Selimowi. Stracił rodziców i posiadłość. To za dużo jak na takiego młodego chłopca.

- Paniczu…

- Tak? Czy coś się stało?

- Nie. Chciałem tylko zapytać czy nie będzie Ci przeszkadzało jeżeli na czas odbudowywania posiadłości zamieszkali byśmy w mieście.

- Hm.. Przyzwyczaiłem się do życia poza miastem, ale nie mam nic przeciwko. Chciałbym jeszcze tylko pójść do posiadłości…

- Dobrze. Ale po co? Jeśli mogę zapytać, oczywiście…

- Możesz. Chciałbym sprawdzić czy podziemia posiadłości się zawaliły czy nie. Jeżeli nie to trzeba będzie je jakoś zabezpieczyć i ukryć. Nikt nie ma prawa o nich wiedzieć!

- Rozumiem. Zajmę się tym, zaraz po odprowadzeniu Cię do nowego domu, paniczu.

- Dobrze. Dziękuję Ci za pomoc. I chciałbym jeszcze sprawdzić czy może ktoś ze służby jednak przeżył… I… Miałem psa… Ciekawe czy udało mu się uciec…

- Przypuszczam, że tak. Psy to bardzo mądre zwierzęta. Z pewnością da sobie radę.

- Mam nadzieję, że jest tak jak mówisz.
            
            Wedle prośby Selima, Deidara ruszył w stronę ruin posiadłości. Gdy dotarli na miejsce wszystko było w dużo lepszym stanie niż sobie Selim wyobrażał. Myślał, że cała posiadłość leży w gruzach, tymczasem była prawie w całości. Jedynie dach lekko się zapad w centrum posiadłości, reszta wyglądała całkiem nieźle. Wszystko było czarne, meble spłonęły w całości. Nic z nich nie zostało. Selim powoli wchodził coraz dalej w głąb domu. Wszedł do kuchni. To tutaj po raz ostatni widział rodziców. To tutaj zabił swojego ojca. Łzy stanęły mu w oczach. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył dwa spalone prawie na popiół, wtulone w siebie ciała.

- To z pewnością mama i tata. Mama musiała bardzo się bać… A jednak zdecydowała, że spali nasz dom…
             
            Nagle wydało mu się, że mama podnosi się i zaczyna go wołać. Podszedł wolno w jej stronę, gdy nagle pojawił się Deidara i go odepchnął.

- Stój! Nie podchodź do niej!

- Deidara, dlaczego to zrobiłeś?! To przecież moja mama, nic mi nie zrobi. Zobacz, jest cała i zdrowa.

- Paniczu, to tylko iluzja. Duch twojej matki jest wściekły na Ciebie, że po tym, jak zabiłeś swojego ojca, uciekłeś. Ona Cię nienawidzi. Nie możesz do niej podejść, inaczej zabierze twoją duszę razem ze sobą, do piekła. I nigdy nie będziesz mógł stamtąd wrócić. Nawet ja nie będę mógł Ci tam pomóc.

- A-ale… To przecież niemożliwe. Ona nigdy nie była na mnie zła.

- Paniczu, proszę, otrząśnij się z tego. To Ci się tylko wydaje. Proszę…
             
            Nagle Selimowi zaczęło się kręcić w głowie i zemdlał. Na szczęście Deidara zdążył go złapać zanim upad na zimną posadzkę. Gdy chłopiec zemdlał również iluzja zniknęła. Lokaj, wbrew zakazowi panicza, wziął go na ręce i zabrał do miasta, do nowego domu.

środa, 27 czerwca 2012

Rozdział 4


Rozdział 4: Spotkanie

Płakał przez kilka godzin, w końcu usnął. Obudził się w środku nocy, lecz nie był sam… Ktoś mu się przyglądał. Miał przyjazny, choć nieco demoniczny wzrok. Nagle postać zbliżyła się do niego. Przerażony skulił się jak tylko mógł najbardziej, lecz mężczyzna nadal szedł w jego stronę. Przerażony obecnością nieznajomego zaczął krzyczeć jak opętany, ale natychmiast zaprzestał, bo zobaczył, że mężczyzna kuca naprzeciwko niego, nadal przyjaźnie się do niego uśmiechając. Jego oczy nie wyglądały już tak strasznie jak przedtem, gdy stał w cieniu pobliskiego drzewa. Wyglądał przyjaźnie, miał około 20 lat, półdługie, czarne, proste włosy, fioletowe oczy (chociaż w ciemności wydawało się Selimowi, że są czerwone jak ogień) i czarny garnitur.

- Jestem Deidara, Twój nowy lokaj. Oczywiście jeśli zgodzisz się podpisać ze mną pewną umowę…

- J-jaką umowę? Co to ma znaczyć? Mój lokaj jest teraz w pałacu, nie znam cię. Odsuń się ode mnie.

- Hahaha. Wybacz, paniczu, ale nie mogę spełnić Twojej prośby. Teraz przejdźmy do umowy…
             
            Nagle w lesie rozległo się głuche klaśnięcie. To Selim uderzył w twarz Deidarę. Lokaj był zaskoczony zachowaniem chłopca. Dotknął ręką do policzka, który zdążył mu już spuchnąć, popatrzył raz jeszcze na Selima, podniósł się, ponieważ nie zamierzał pomagać komuś, kto tak się wobec niego zachowuje.

- Skoro jesteś taki nieuprzejmy, choć ja zaoferowałem Ci pomoc, to Cię tu zostawię. Samego. Nie wrócę tu po Ciebie, a wątpię żebyś dał radę sam wrócić do domu, czy może raczej, do tego co z niego zostało...

- Jak to „do tego co z niego zostało”? Co się stało z moim domem? Co się stało z mamą? I służbą?

- Cóż, wydaje mi się, że to kara zesłana przez boga za to, co zrobiłeś ojcu.                                

- Ale… ja nie chciałem… zrobić mu krzywdy… Myślałem, że on tak tylko udaje…
             
            Selim nie wytrzymał i znowu się rozpłakał. Ale tym razem rzucił się na szyję Deidarze, który było co najmniej zdziwiony zachowaniem młodego panicza. Lecz nie odepchnął go od siebie, tylko mocno przytulił.
             
            Gdy chłopiec już się uspokoił, Deidara postanowił mu opowiedzieć skąd się tu wziął.

- Po tym jak zabiłeś swojego ojca, byłeś jednocześnie bardzo przygnębiony i przerażony, ale również w jakiś sposób usatysfakcjonowany tym co zrobiłeś. W tym momencie zrodziłem się ja. Powstałem z twojego gniewu i złośliwej satysfakcji. Mówiąc prościej jestem demonem, którego stworzyłeś Ty sam. Jestem Ci wdzięczny i proponuję współpracę. Ja zaopiekuję się Tobą, a ty w zamian dasz mi coś, czym demony się żywią.

- To demony nie jedzą tego co ludzie?

- Oczywiście, że tak, ale żeby demon cały czas miał cel w życiu, podpisuje z człowiekiem, który go stworzył, specjalną umowę.

- Na czy polega ta umowa? Co muszę Ci dać byś był mi wierny do końca?

- Musisz obiecać, że w momencie, gdy będziesz umierał będę mógł pożreć twoją duszę. Oznacza to, że nie trafisz ani do nieba, ani do piekła. Po prostu znikniesz.

- Rozumiem. Ale każda mowa musi być jakoś podpisana, przypieczętowana.

- Oczywiście, że tak. Powiedz, paniczu, czy zgadzasz się na te proste warunki umowy?

- Tak, zgadzam się.

- Doskonale! Teraz uspokój się. Poczujesz pieczenie na brzuchu, ale to dobrze, to będzie znaczyło, że szczerze pragniesz mojej pomocy, że umowa została podpisana.

- Ałaa!! Strasznie boli! Zrób coś żeby tak nie bolało, proszę…
             
            I wtedy Deidara postanowił po prostu pocałować chłopca, który o mało się nie przewrócił z zaskoczenia.

- Czemu mnie pocałowałeś?!

- Kazałeś przecież zrobić coś żeby pojawianie się pieczęci tak nie bolało… To był najlepszy pomysł na jaki wpadłem…

- Ech, niech Ci będzie. Ale następnym razem uprzedź mnie, co masz zamiar zrobić.

- Tak, mój lordzie.

Selim tak się tym przejął, że aż się zaczerwienił. Po chwili poczuł, że Deidara go podnosi. Zaczął się szamotać, czym jego lokaj bardzo się zmartwił.

- Paniczu, dlaczego się szamoczesz? Nie jesteś w najlepszym stanie. Pozwól, że zaniosę Cię do domu. Z pewnością jesteś również bardzo zmęczony.

- W-wcale nie. Czuję się dobrze. Dam radę dojść do domu sam.
             
            I w chwilę po wypowiedzeniu ostatniego słowa potknął się o korzeń i rozciągnął się jak długi przed, wyraźnie rozbawionym tym, co się stało, Deidarą.

- No i z czego się śmiejesz?! Lepiej pomóż mi wstać!

- Haha. Oczywiście, mój paniczu.
            
            Lokaj pomógł wstać Selimowi i wziął go na ręce. Chłopiec znowu był zły.

- Co się stało, paniczu?

- Nie musisz mnie nieść.

- Nie chcę podważać twojego zdania, paniczu, ale sądząc po poprzednim upadku, wątpię byś dał radę iść sam.

- Może i masz rację, ale nie musisz mnie nieść na rękach jak małego dziecka.

- Rozumiem. Więc jak mam Cię zanieść do domu, mój lordzie?

- Nie wiem. Jest mi to obojętne. Możesz mnie wziąć „na barana”.

- Dobrze.
             
            Deidara wziął chłopca „na barana” i ruszył wolno w stronę jego posiadłości, czy raczej tego co z niej zostało. Już miał zamiar opowiedzieć chłopcu, że jego dom został spalony, lecz zauważył, że jego panicz usnął.

- Wygląda tak słodko, gdy śpi.

Rozdział 3

W tym tygodniu dodam trzy, może nawet cztery rozdziały :D Zależy to od ilości czasu jaką będę dysponować...


Rozdział 3: Przełom

Noc minęła spokojnie. Niestety rano pojawił się problem, Selim za nic nie chciał pozwolić, by ktokolwiek go dotknął, nie mówiąc już o zabraniu go gdziekolwiek. Stał się bardzo agresywny wobec rodziców i służących. Była to reakcja jego organizmu na to, co zobaczył. Na szczęście z czasem zaczęło mu trochę przechodzić.
             
            We wrześniu poszedł do szkoły. Nie miał żadnych trudności w nauce. Czasami tylko zdarzało się, że kogoś „niechcący” uderzył. Ale na szczęście obyło się bez większych bójek.
Mijały lata, a „oni” wciąż się nie pojawili. Wszyscy byli już przekonani, że wszystko się uspokoiło, że są już bezpieczni, że „oni” zapomnieli o Selimie. Ale… mylili się. I już niedługo mieli się o tym przekonać. „Ich” celem wcale nie było porwanie Selima, lecz sprawienie, by odwrócił się od rodziców i sam do „nich” przyszedł. Tak też się niestety stało.
            
            Selim miał już dwanaście lat i był coraz bardziej ciekawy, kto zabił ich służbę pięć lat temu. Ale nikt z rodziców nie chciał mu o tym powiedzieć. Głównie dlatego, że sami nie wiedzieli kto to zrobił, jak również chcieli zapomnieć o tej strasznej tragedii. Pewnego dnia panicz tak się zdenerwował na swoich rodziców, że zawsze zbywają go byle czym, gdy chce się dowiedzieć prawdy o tym kto zabił ich służbę, że w narastającym gniewie chwycił nóż i rzucił nim w swojego ojca, trafiając go prosto w serce. Alphonse popatrzył na niego przerażonym wzrokiem, chciał coś powiedzieć, ale zamiast jakiegokolwiek słowa z jago ust pociekła krew. Ino natychmiast zaczęła wzywać pomocy, starała się jakoś zatamować krwotok, ale niestety nie dała rady… Alphonse umarł. Ostatnie słowa jakie wypowiedział to: „Przepraszam, Selim, byłem złym ojcem”. Selim sam był przerażony swoim zachowaniem, łzy same ciekły mu po twarzy. Ino chciała go zapytać dlaczego to zrobił, ale jego już przy niej nie było. Uciekł.
             
            Biegł przed siebie niczym oszalały. Nie patrzył przed siebie ani też za siebie. Chciał uciec jak najdalej od tego wszystkiego. Nagle potknął się i przewrócił. Znajdował się teraz w lesie przylegającym do posiadłości jego rodziny ale nie należącym do nich. Sam nie wiedział, jak tak szybko tu dobiegł. Usiadł na trawie. Cały był podrapany i brudny. W pewnym momencie zapragnął przytulić się do ojca, lecz zdał sobie sprawę, że właśnie przed chwilą go zabił. I znowu łzy pokryły twarz młodego dziedzica…

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 2

Nastąpiła mała zmiana planów... Rozdział 2 dodaję już dzisiaj :)


Rozdział 2: Niezapomniane wakacje

            Nadeszły wreszcie wyczekiwane przez wszystkich wakacje. Alphonse, tak jak obiecał, zabrał swoją rodzinę do Włoch. Pojechał z nimi tylko ich lokaj i szofer. Domu pilnowała jego służba. Nie martwił się, bo wiedział, że zostawia dom w dobrych rękach. Postanowił więc w pełni cieszyć się wakacjami spędzonymi z rodziną. Nie przypuszczał jednak, że po powrocie do domu czekać będzie na nich niemiła niespodzianka i jak bardzo to, co zastaną odmieni ich życie.

             Pierwszy tydzień spędzili w Bari, drugi w Salerno, ponieważ w obu tych miejscach są piękne plaże i można się było na nich poopalać i popływać w ciepłym morzu. Podczas tych pierwszych dwóch tygodni wakacji Selim nauczył się pływać. Rodzice bardzo się cieszyli, byli dumni z tego, że ich synek tak szybko się uczy. Następne kilka tygodni spędzili w Rzymie, gdzie dużo zwiedzali. Selimowi bardzo się wszystko podobało. Był zafascynowany Rzymem. Powiedział, że to bardzo duże miasto. Na koniec całego wyjazdu udali się jeszcze na tydzień do San Marino, żeby później wrócić do swojej rezydencji w Anglii. Niestety żadne z nich nie spodziewało się tego co zastali. Ich dom był kompletnie zrujnowany. Wyglądał tak, jakby przeszło przez niego tornado. Nigdzie też nie mogli znaleźć służby, która powinna im wyjaśnić to, co się tu stało. Mały Selim był przerażony. Uciekł do swojego pokoju i nagle w całym pałacu rozległ się przeraźliwy krzyk dziecka. Rodzice i lokaj, Sasuke,  oraz szofer, Neji, natychmiast pobiegli sprawdzić co się stało. To co zobaczyli przerosło ich najśmielsze oczekiwania. Przypuszczali bowiem, że Selim skaleczył się bądź w coś uderzył, a tymczasem zastali w jego pokoju ciała brutalnie zamordowanych służących. Ino natychmiast zabrała stamtąd Selima, a Alphonse i pozostali zastanawiali się, co mogło się wydarzyć. Nagle lokaj zauważył, że na jednej ze ścian pokoju coś jest napisane krwią, najpewniej służących.

- Spójrzcie, na tej ścianie coś jest napisane.

- To chyba ostrzeżenie…

- Nie, nie wydaje mi się. To raczej groźba lub żądanie. Tak, to wyraźnie wygląda na żądanie.

- Panie, tutaj jest napisane, że twój syn, Selim, ma zostać złożony w ofierze jakiemuś bóstwu, i że może go pan oddać dobrowolnie lub zginie cała pana rodzina. A to co miało tu miejsce to tylko ostrzeżenie przed tym, co zrobią, jeśli spróbuje im się pan sprzeciwić.

- Boże, to straszne. Sasuke, idź natychmiast do mojej żony. Mam bardzo złe przeczucia.

- Dobrze. Już idę.

- A ty, Neji, zostań tu ze mną i pomóż mi zrozumieć to wszystko.

- Oczywiście, panie.

- Kim są „oni”, którzy chcą złożyć mojego syna w ofierze jakiemuś bóstwu? I czym jest to bóstwo, skoro chce jako ofiary małego, niewinnego chłopca?

- Nie mam pojęcia, panie, ale mogę jutro pojechać do miasta i spróbować się czegoś dowiedzieć.

- Dobrze, ale musisz być ostrożny. Nikt nie może wiedzieć po co ci te informacje. Możliwe, że „oni” tylko czekają no to, aż ktoś z nas pojawi się w mieście w poszukiwaniu informacji.

- Rozumiem, panie. Będę ostrożny.

- Dzisiaj już nic nie wskóramy w tej sprawie. Trzeba pójść i spróbować choć trochę się przespać.

              Gdzieś z oddali słychać było rozpaczliwe wołanie o pomoc…

- Ktoś woła o pomoc. Chodźmy go poszukać.

- Dobrze, panie, tylko wezmę jeszcze latarkę i pistolet na wszelki wypadek.

- Masz rację. Ja też wezmę broń.

               Ruszyli na poszukiwania. Najpierw postanowili sprawdzić ogród. Na patio nie było nikogo. W sadku owocowym również. Zajrzeli jeszcze nad oczko wodne, chociaż nie spodziewali się znaleźć tam osoby, która wzywa pomocy. I rzeczywiście, mieli rację, nad oczkiem nie zastali nikogo prócz świetlików. Stwierdzili, że należy sprawdzić również dom. Poszukiwania zaczęli od najwyższych pięter. Weszli na stary strych, na którym od lat nikogo nie było. Niczego tam nie znaleźli, więc zeszli niżej żeby sprawdzić pokoje na drugim piętrze. Obeszli wszystkie osiem pokoi, w których nie znaleźli kompletnie nic. Pokoje były zdemolowane, tak jak i reszta mieszkania. Alphonse doszedł do wniosku, że skoro i tak razem z żoną planowali remont, to w sumie nie stało się nic aż tak strasznego. Po prostu wszystko zajmie więcej czasu niż przewidywali.

                Neji uprzytomnił go, ponieważ rozpłynął się w świecie marzeń.

- Panie, musimy szukać dalej.

- Tak, masz rację. Ruszajmy więc.

               Poszli sprawdzić pierwsze piętro. Tam również nie znaleźli nic prócz zdewastowanych pokoi i trupów w pokoju małego Selima.

- Ech, tu też nic nie ma. I nie słychać już tego wołania o pomoc.

- Na szczęście został nam już tylko parter i piwnice.

- Nie. Zostały jeszcze nie używane przez nikogo podziemia. Nigdy tam nie byłem. Możliwe, że to właśnie tamtędy „oni” dostali się do domu.

- Nie miałem pojęcia, że twój pałac, panie, posiada jeszcze jakieś podziemia. Ale myślę, że dzisiaj jest już zbyt późno i ciemno żeby tam schodzić.

- Też tak uważam. Do podziemi zejdziemy jutro. A dzisiaj skończmy sprawdzać parter i piwnice.

               Tak więc ruszyli na parter, który wyglądał znacznie gorzej niż pozostałe piętra. Niestety również tu nie znaleźli nikogo ani niczego, co mogło by ich naprowadzić na jakikolwiek trop morderców, jak przypuszczali. Nie znalazłszy nic na parterze udali się do piwnic, pełnych wyśmienitego wina i serów. I nagle znowu usłyszeli rozpaczliwe wołanie o pomoc. Tym razem byli pewni, że wołanie dobiega gdzieś z piwnic. Natychmiast ruszyli szukać właściciela owego wołania. Już w drugim pomieszczeniu piwnic znaleźli ogrodnika, Tamakiego, przykutego do ściany przy pomocy ogromnych gwoździ. Miał przebite dłonie i stopy oraz pokaleczoną twarz. Wyglądał tak, jakby w samych ogrodniczkach i klapkach postanowił wejść na Mount Everest. Cały trząsł się ze strachu i cały czas płakał i wołał o pomoc. I prosił, żeby już go nie bili, żeby nie robili mu krzywdy. Cały czas prosił „ich” o to.

              Neji i Alphonse odkuli go od ściany i z ran natychmiast zaczęła tryskać krew. Szybko zabrali go na górę, do gabinetu Alphonsa, który miał tam apteczkę. Opatrzyli mu rany, okryli kocem i zaparzyli herbaty. Dali mu również środki uspokajające. Minęło pół godziny zanim Tamaki doszedł do siebie. Natychmiast też w bardzo chaotyczny sposób próbował wytłumaczyć Alphonsowi, że starał się „ich” powstrzymać przed wejściem do domu, ale nie dał „im” rady. Było „ich” zbyt wielu.

- Tamaki, uspokój się. Już dobrze. Jesteś już bezpieczny. Opowiedz mi teraz spokojnie co się stało. I przede wszystkim kiedy to wszystko się działo.

- D-dobrze. No więc wszystko stało się wczoraj, chyba. Nie jestem pewien, bo przez większość czasu byłem przykuty w piwnicy do ściany. Straciłem przez to poczucie czasu. Zaraz to się zdarzyło 15 sierpnia. Który dzisiaj jest?

- 17 sierpień. W takim razie byłeś tam przykuty całe dwa dni. Zaczekaj, Neji zaraz przyniesie ci coś do jedzenia.

- Dziękuję, panie.

- Nie musisz dziękować. Zawsze leżało mi na sercu bezpieczeństwo mojej służby.

- Dobrze. W takim razie kontynuując, miało to miejsce dwa dni temu. „Oni” nadeszli wieczorem, było wtedy bardzo ciemno. Nie widziałem „ich” twarzy, ponieważ mieli nałożone jakieś maski.

- A ilu „ich” było?

- Chyba piętnastu, ale nie pamiętam dobrze.

- Dosyć dużo. Nie miałeś z nimi szans, było ich zdecydowanie za dużo.

- Tak, sam ledwo uszedłem z życiem.

- Nie wiem jak wam, ale mi się wydaje, że to jakaś sekta czcicieli lub coś w tym stylu.

- Na pewno masz rację, panie, tylko co oni za bóstwo czczą?

- Nie mam pojęcia. Ale tego pewnie jeszcze się z czasem dowiemy.

- Na pewno. Szukali panicza Selima. Powiedzieli, że jeszcze tu wrócą. Że będą tu przychodzić dopóki „im” go nie oddamy.

- W takim razie będą tu przychodzić często, bo ja im swojego syna nie oddam tylko po to, żeby mogli go złożyć w ofierze jakiemuś swojemu bóstwu.

- Panie, moim zdaniem powinniśmy zawiadomić policję.

- Policja nic tu nie wskóra. Z pewnością mieli już do czynienia z tego typu „ludźmi”.

- Ale jednak powinniśmy kogoś zawiadomić ze względu na bezpieczeństwo młodego panicza.

- Tak, racja. Zapewnimy mu całodobową, profesjonalną ochronę.

- Zadzwoń to najlepszej agencji ochroniarskiej jaka znajduje się w naszym mieście.

- Tak jest!

- A ty, Tamaki, powiedz mi co działo się, gdy już zostałeś przez nich zauważony.

- Dobrze. Próbowałem się bronić, ale byli dużo silniejsi ode mnie więc szybko udało im się mnie obezwładnić. Zaciągnęli mnie do domu i złapali najpierw pokojówkę, a później kucharza. Oboje zabili i poćwiartowali na moich oczach. Powiedzieli, że zabiją w ten sam sposób wszystkich w domu dopóki „im” nie powiem, gdzie znajduje się nasz młody panicz. Oczywiście nic im nie chciałem powiedzieć. Więc zabili wszystkich. Boże, to moja wina, że oni wszyscy zginęli!

- Spokojnie. Nie możesz się o to obwiniać. Starałeś się chronić mojego syna, jestem pewien, że oni też by tak postąpili, gdyby byli na twoim miejscu.

- A-ale…

- No już, uspokój się. Proszę, mów dalej.

- No dobrze. Gdy zabili już wszystkich, a ja nadal nie chciałem „im” nic powiedzieć, postanowili mnie przykuć do ściany w piwnicy, żebym tak skonał z bólu. Zostawili mnie tam i powiedzieli, że za kilka dni wrócą i sprawdzą, czy może udało mi się jakimś cudem przeżyć i znowu spróbują ze mnie wyciągnąć informacje, gdzie jest młody panicz.

- Nie dobrze. Mówili może kiedy mają zamiar wrócić?

- Niestety nie. Ale przypuszczam, że pojawią się tu znowu jutro lub za dwa dni.

- No dobrze. Musimy się do tego czasu przygotować na „ich” przyjście.

- Panie, ja też chciałbym się gdzieś ukryć. Nie wytrzymam więcej „ich” okrutnych tortur.

- Rozumiem, dla bezpieczeństwa zostaniesz z nami w pałacu. Gdybym Cię wysłał do miasta łatwo mogliby Cię znaleźć. A którędy przyszli?

- Przyszli od strony sadu owocowego, dlatego za późno ich zauważyłem i nie zdążyłem dobiec do domu, żeby ostrzec innych.

- Mhm. Rozumiem. A nie wpadli przypadkiem na ślad podziemnych tuneli, o których kiedyś Ci mówiłem?

- Nie. Ja też słowem nie wspomniałem „im” o podziemnych tunelach, które tu mamy.

- To świetnie! Będziemy mogli się tak ukryć, gdyby znowu przyszli.

- Tak. To dobry pomysł. A teraz może powinniśmy pójść sprawdzić, co robi pańska żona i młody panicz.

- Rzeczywiście. Trzeba sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. Tak się tym wszystkim przejąłem, że na śmierć o nich zapomniałem.
                        Tamaki razem z Alphonsem udali się do pokoju, w którym Sasuke razem z Ino i Selimem ukryli się na wszelki wypadek. Byli dosyć zdezorientowani i podenerwowani całą sytuacją, jednak udało im się uśpić nie mniej od nich zaskoczonego Selima. Chłopiec spał spokojnie, jednak nikt nie wiedział, co tak naprawdę dzieje się teraz w jego głowie. Możliwe, że tylko udawał, że śpi i starał się zrozumieć to, co zobaczył. A widok był okropny i z pewnością bardzo wstrząsnął małym chłopcem, trochę nadmiernie pilnowanym przez rodziców i służbę. Niejeden dorosły z pewnością poczułby się okropnie słabo i miałby mdłości, gdyby zobaczył w swoim pokoju kilka poćwiartowanym ciał osób, które tak dobrze znał. Mało kto wytrzymał by to i nie krzyknął. A Selim był przecież tylko małym chłopcem, który nie miał jeszcze pojęcia o śmierci, nie wspominając już o morderstwie i trupach. Rodzice młodego panicza postanowili, że z samego rana zabiorą syna do psychologa, żeby się dowiedzieć jak bardzo to co mały zobaczył wpłynęło na niego.

piątek, 15 czerwca 2012

Krótka notka i rozdział 1

Witam :)
To będzie mój pierwszy blog i pierwszy post więc trochę się denerwuję...
Przejdę od razu do rzeczy. Co tydzień, w piątek będę zamieszczać kolejne rozdziały mojego opowiadania. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

 
Rozdział 1: Dzieciństwo

Miasteczko Chinatown.

              To był zwykły dzień, lecz już wieczorem miał się zdarzyć cud, cud narodzin. Gdy zapracowany Alphonse wrócił do domu późno w nocy, zastała go niespodzianka. Jego żona, Ino,  urodziła mu synka. Czekała na męża razem z ich służącą, która zadzwoniła po lekarza, by odebrał poród.

- Kochanie, to cudowne. Jak nazwiemy naszego synka? To musi być imię godne arystokraty, oczywiście.

- Zastanawiałam się nad imieniem Selim, co ty na to, Alphonse?

- To śliczne imię. Tak więc nasz syn będzie się nazywał Selim.

              Chłopiec rósł jak na drożdżach. Miał już pięć lat i był bardzo spostrzegawczy. Pochodzili z rodziny arystokratów. Jego ojciec był biznesmanem, dlatego rzadko bywał w domu. Często wyjeżdżał w delegacje do innych miast czy krajów. Niedawno wrócił z delegacji, która odbywała się we Włoszech i postanowił opowiedzieć synkowi, jak tam jest.

- Wiesz, Selim, byłem w delegacji we Włoszech. To piękny kraj. Jest tam bardzo gorąco. Można zwiedzać różne zabytki, pałace i inne miejsca. Jeżeli będziesz grzeczny i mama się zgodzi to pojedziemy do Włoch na wakacje. Co ty na to, Selim?

- Ale super! Mamo, możemy pojechać z tatą do Włoch? Proszę, zgódź się.

- No dobrze. Możemy pojechać, ale…

- Hurra!! Pojedziemy do Włoch! Ale będzie fajnie.

- Hahaha! Ale pamiętaj, Selim, że do wyjazdu musisz być grzeczny.

- Dobrze. Obiecuję.
            
             Rodzice zawsze tak mówili, chociaż Selim był bardzo grzecznym dzieckiem. Woleli już teraz nauczyć go dobrych manier niż męczyć się z tym dopiero, gdy pójdzie do szkoły.

             Mama Selima była szanowaną damą dworu i jak tylko mogła starała się ułatwić pracę swojemu mężowi. Często pomagała mu w zawieraniu umów z odpowiednimi firmami. Niestety, Selim bardzo rzadko miał okazję do zabawy z rodzicami. Zajmowała się nim ich służąca, Winry. Nie lubił jej, ale musiał się bawić z nią, bo przecież nie mógł całymi dniami siedzieć sam w swoim pokoju i patrzeć przez okno. Miał też psa o imieniu Don. Don był jeszcze szczeniakiem więc nie często przebywał w domu, ponieważ jak każdy szczeniak lubił obsikiwać dywany i meble. Nie robił tego oczywiście specjalnie. Po prostu był mały i nie rozumiał, że gdy chce mu się siku to powinien wyjść na dwór i tam załatwić swoją potrzebę. Poza tym Don bardzo lubił gryźć buty Alphonsa, który ilekroć przyłapał na tym psiaka natychmiast dawał mu burę. Ale pomimo wszystko wszyscy uwielbiali tego małego rozrabiakę. Szczególnie Selim bardzo go kochał. W końcu to był jego pies. Dostał go od rodziców na swoje czwarte urodziny.