sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 19



Rozdział 19: Kryjówka

              
             Deidara zaczynał się martwić. Wiedział, że musi iść pomóc paniczowi, ale z drugiej strony chciał się dowiedzieć kim jest nieznajomy. Nie mógł przecież zapytać o to wprost, bo tamten z pewnością nie chciał by odpowiedzieć na postawione pytanie. A podstępem też nie mógł wyciągnąć tego z obcego demona, bo nie wiedział jak jest on silny, a nie chciał narobić sobie nowych wrogów.

             
             Lokaj jeszcze długo stałby tak zamyślony, gdyby nie jego nowy towarzysz, który postanowił rozpocząć rozmowę.


- Jestem niemile zaskoczony, iż tak szybko o mnie zapomniałeś… bracie. Po tym co zrobiłeś… To Ty powinieneś szukać mnie i prosić o przebaczenie.


- Bracie?! Prosić o przebaczenie…?                                                    

             
            Nagle Dei przypomniał sobie kim jest ten demon, przypomniał sobie również fatalne wydarzenie, które tamten najwyraźniej miał mu za złe. I nic dziwnego, w końcu to przez Deidarę dostał się w ręce naukowców, którzy zrobili sobie z niego królika doświadczalnego.


- Ja… Nie wiem co mam powiedzieć… Przepraszam… Nie miałem wtedy pojęcia, że oni mnie śledzą.

             
            Lokaj po raz pierwszy naprawdę żałował tego co zrobił, po raz pierwszy był na siebie wściekły. Po raz pierwszy było mu naprawdę głupio, co więcej, było mu przykro. Tak, nawet ten demon posiadał jakieś ludzkie uczucia. I właśnie teraz wszystkie zaczęły się z niego wylewać. Demon głośno zaszlochał.


- Dei? Wszystko w porządku?


- N-nie… To p-przeze mnie w-wpadłeś w łapy tych p-podłych na-naukowców… A ja zamiast… zamiast Ci pomóc u-uciekłem z m-miasta… Nie rozumiem jak mogłem być wtedy tak głupi żeby zostawić młodszego brata na pastwę losu.


- Widzę, że wreszcie zrozumiałeś to wszystko. Szkoda, że dopiero po tylu latach… Ale, jak to mówią ludzie, lepiej późno niż wcale, prawda, braciszku?

             
            Młody demon robił się coraz bardziej arogancki, a Dei nie miał już nawet siły płakać. Czuł się tak beznadziejnie jak jeszcze nigdy dotąd. Miał ochotę rzucić się na brata i go przytulić, ale wiedział, że tamten nie wybaczy mu i spróbuje go wtedy zabić. Zabić… Właśnie. To słowo utkwiło w głowie lokaja.


- Ani się waż zbliżyć do mojego panicza!


- Ohoho Widzę, że wreszcie przejrzałeś na oczy. Tak, dokładnie to chcę zrobić. Odbiorę Ci tego Twojego rozpieszczonego paniczyka i przejmę kontrolę nad jego duszą.


- Hahahaha Jeżeli chcesz zrobić tylko tyle to śmiało. Ale nic w ten sposób nie uzyskasz. Nie przejąłem jeszcze kontroli nad jego duszą, na razie jesteśmy związani tylko kontraktem.


- Siedzisz z tym dzieciakiem już tak długo, a jeszcze nie przejąłeś nad nim kontroli?! Amaimon miał rację – jesteś do niczego! Przynosisz hańbę nam, demonom. Nie ma z Ciebie żadnego pożytku.


- Nie uważasz, że nie powinieneś tak unosić się wobec starszego brata? Amaimon to, Amaimon tamto. Mam już dosyć tego gnojka. Gdzie się nie pojawi tam miesza demonom i ludziom w głowach. A wy wszyscy jesteście tak łatwowierni i podatni na jego słowa… To żałosne. Wy wszyscy jesteście żałośni. A jeżeli chodzi o pożytek dla demonów… Porzuciłem to już dawno. Teraz działam sam, nie dotyczą mnie prawa demonów, nie podlegam im już od kilkudziesięciu lat. Jak widać nie jesteś zbyt dobrze poinformowany…

             
            Oba demony miały już siebie dosyć. Gdyby nie to, że Dei znowu poczuł, że Selim go wzywa z pewnością zaczęliby zaraz walczyć.


- Wybacz, wzywa mnie mój pan. Muszę iść.

             
             Dei ukłonił się nisko, odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę budynku. Ostrożnie uchylił drzwi, rozejrzał się i… poczuł, że ktoś kopnął go w łydkę. Kopnięcie było na tyle silne, że lokaj upadł. Odwrócił się i zobaczył swojego brata, choć miał nadzieję, że to ktoś z Wilków.


- Hahah Myślałem, że mówię to wszystko poważnie? Chyba musiał bym zwariować żeby zwrócić się przeciwko własnemu bratu. Przez długi czas byłem wściekły na Ciebie za to, że mnie wtedy zostawiłeś, chciałem znaleźć Cię i zabić. Ale teraz, gdy stoję naprzeciw Ciebie… Nie, nie potrafię zrobić tego.

             
             Demony rzuciły się sobie na szyje. Deidara był jednocześnie zaskoczony i bardzo szczęśliwy, że wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób. Trwali w tym uścisku do czasu, aż lokaj znowu nie poczuł, że Selim go potrzebuje.


- Przepraszam, naprawdę muszę już iść.


- Zaczekaj. Idę z Tobą. Nie chcę żebyś mnie znowu zostawił w tyle.


- Dobrze. Ale będę Cię miał na oku, pamiętaj.


- Ojejku… Ty wziąłeś to wszystko na poważnie? Przecież ja tylko żartowałem. Nie zrobię nic Twojemu paniczowi, nie martw się o to. Sam chciałbym znaleźć sobie pana, ale moim priorytetem było odnalezienie Ciebie. Teraz będę mógł spokojnie skupić się na sobie.


- Lepiej nie skupiaj się na sobie tak bardzo, bo jeszcze popadniesz w samouwielbienie.


- Pilnuj swojego nosa, braciszku. A teraz idźmy po tego Twojego paniczyka, bo jeszcze się tam posika ze strachu.

             
             Obaj się zaśmiali i ruszyli w drogę. Ledwie przekroczyli próg drzwi, a Deidara już zdążył dowiedzieć się o tym, że tuż za drzwiami znajdowały się schody. Spadł po nich z głośnym hukiem. Gdy już znalazł się u stóp schodów odetchnął z ulgą.


- Już myślałem, że te schody nigdy się nie skończą…

             
             Brat pomógł mu wstać i weszli w głąb budynku. Drogę oświetlały im nieliczne pochodnie, dlatego też musieli wytężył wszystkie siły i zmysły żeby nie wpadać co chwila na ściany. Korytarz był bardzo kręty, ale jak na razie nie minęli ani jednych drzwi. Zaczęli się zastanawiać, czy cały ten budynek nie jest jakimś ogromnym, podziemnym labiryntem. W chwili, gdy o tym pomyśleli naprzeciw nich pojawiły się drzwi.


- Dei… Nie podoba mi się to. Jeszcze chwilę temu nie było tutaj żadnych drzwi.


- Uspokój się. Jestem pewny, że to jakiś system zabezpieczający. Drzwi pewnie są ukryte w ścianie i można je zobaczyć dopiero, gdy podejdzie się odpowiednio blisko.


- No tak. Pewnie masz rację.


- Nie ufasz starszemu bratu?


- Ufam. Pomimo wszystko ufam.


- To dobrze. A teraz idźmy dalej.

             
             Otworzyli drzwi. Spodziewali się, że ktoś ich zaatakuje. Ale za drzwiami nie było nikogo. Był tylko krótki, ciemny korytarzyk. Na jego końcu znajdowały się kolejne drzwi. Podeszli do nich i je otworzyli, znowu oczekując jakiegoś ataku. Ale nic takiego się nie stało. Zaczynali się już niepokoić. Weszli do środka. Kolejny korytarz. I kolejne drzwi. Deidara powoli zaczynał się niecierpliwić, gdy nagle usłyszał głos Selima. Głos wyraźnie dobiegał zza ściany, przez którą nie można było się przedostać. Musieli iść dalej. Lokaj miał nadzieję, że teraz za drzwiami znajdzie wreszcie swojego panicza. Ale pomylił się. Za tymi drzwiami znajdował się duży, pokój. Panował w nim półmrok. Po prawej stronie, w rogu stało łóżko. Duże łóżko prześcielone zakrwawioną pościelą. A między ścianą a łóżkiem jakaś skulona postać. Deidara zaczął się rozglądać po reszcie pokoju. I nagle doznał olśnienia. Łóżko. Zakrwawiona pościel. Postać ukryta w kącie.


- Selim, to Ty?

             
              Postać wydała z siebie ciche piśnięcie.


- Nie podchodź!

             
             Teraz Dei nie był taki pewny, czy to na pewno był jego panicz. On nigdy nie wydałby z siebie takiego piśnięcia. Musiałby zostać zgwałcony… No tak… I w tym momencie lokaj pędem rzucił się w stronę chłopca. Chciał go stamtąd wyciągnąć, ale Selim zaczął go kopać i gryźć więc musiał się wycofać.


- Dei, co teraz zrobimy?


- Musimy go tutaj na razie zostawić. Trzeba się rozejrzeć, czy nie ma tu gdzieś jakichś pułapek. Bo nie chce mi się wierzyć, że zostawili go tak bez żadnej straży.


- Co mają pułapki do straży…?


- To, że jeżeli nie ma tu nikogo to na pewno zastawili jakieś pułapki żeby nie siedzieć tutaj z nim.


- Aaa No rozumiem. Ale nie widzę tu żadnych innych drzwi, oprócz tych, którymi tu weszliśmy. A po drodze przecież nie było żadnych pułapek. Czyli musimy wypatrywać zagrożenia w tym pokoju.


- Masz rację. Ja rozejrzę się koło Selima. Przy okazji spróbuję go wyciągnąć zza tego łóżka.


- Dobrze. W takim razie ja sprawdzę resztę pokoju.

            Każdy z demonów poszedł w swoją stronę. Deidara znowu ruszył w stronę Selima, który na sam jego widok wcisnął się jeszcze głębiej za łóżko.


- Selim, paniczu… Dlaczego odsuwasz się ode mnie? Przecież chcę Ci pomóc, wiesz o tym. Przyszedłem tu po Ciebie, bo mnie wzywałeś.


- Nie zbliżaj się!


- Dlaczego?


- Ty idioto! Nie rozumiesz?


- No właśnie nie…


- Nie mogę się ruszyć, bo to uruchomi pułapki. Więc zostaw mnie w spokoju i pomóż... Zaraz… Kto to jest?


- To mój młodszy brat, Astaroth.

             
            Selim nie miał pojęcia o co chodzi Deidarze, ale nie przejmował się tym. Jedyne czego chciał to wrócić do domu, by móc w spokoju przytulić się do lokaja.


- Czy nie mógłbyś choć raz przedstawić mnie moim pełnym imieniem?!


- No proszę Cię… Nie mamy teraz czasu na to.


- Moje imię nie jest tak długie byś nie mógł mnie normalnie przedstawić… Ale nie to nie. Sam się przedstawię.

             
            Astaroth podszedł to Selima, przykucnął koło niego, wywracając przy tym brata i zaczął mówić.


- Witaj. Moje imię brzmi Astaroth Alois Melo Belphegor. Jestem młodszym bratem tego nieokrzesanego i niewychowanego demona.

             
            W tym momencie młody demon otrzymał siarczysty policzek od panicza.


- Nigdy nie waż się tak mówić o Deidarze. Wcale taki nie jest. Ale Ty najwyraźniej nie znasz go na tyle dobrze, by to wiedzieć.

             
            Łzy powoli spływały po policzkach Astarotha, ale on starał się je powstrzymywać. Jednak jego brat zdążył to już zauważyć.


- Paniczu, zbyt surowo potraktowałeś mojego brata. Obaj zawsze się w ten sposób przedrzeźnialiśmy, ale nigdy nie mówiliśmy takich rzeczy na serio. To tylko takie wygłupy.


- Wygłupiać mogą się dzieci, a nie dorośli. A już tym bardziej nie demony.


- U nas jest trochę inaczej. Ale odłóżmy to na później. Teraz trzeba Cię stąd wydostać. Wiesz może gdzie poszły Wilki?


- Nie mam pojęcia, ale mówili coś, że zostawią mnie na głodzie przez kilka dni… Więc mamy dość dużo czasu żeby stąd uciec.


- No tak, racja. Ale nie powinniśmy zwlekać, bo mogą tu przysłać kogoś z nich żeby sprawdzić, czy nadal tu jesteś.

             
            Astaroth zaczął się rozglądać za pułapkami i niechcący wpadł na jedną z nich. Tuż przed twarzą świsnęło mu błyszczące ostrze, które pojawiło się znikąd. Na szczęście nic mu się nie stało. Teraz przynajmniej wiedział, że musi mieć oczy wkoło głowy.


- Młody, uważaj bardziej, bo wolałbym mieć Cię w jednym kawałku.


- Staruszek się odezwał. Jasne, jasne. Ty też uważaj.


- To było niemiłe. Ja tu będę kombinować jak wyciągnąć Selima. Ty się skup na pułapkach.


- Dlaczego ja sam mam się zajmować pułapkami? To nie fair.


- Bo tak wypadło. Pomógł bym Ci, ale muszę uwolnić panicza. W końcu po to tu przeszedłem.

             
             Młodszy demon dał za wygraną. Nie miał siły ani ochoty na kłótnię z bratem. Chciał już stąd wyjść, czuł się tutaj źle, nieswojo. Czuł, że coś jest nie tak. Tak jakby coś go otaczało. Coś dużego. Olbrzymiego wręcz. I bardzo potężnego. Jak jakiś bezcielesny demon. Tak, to był właśnie przywódca sekty Wolves, Ich bóstwo i pań zarazem. Ale Dei, Astaroth i Selim nie mieli pojęcia, że znajdują się właśnie w jego norze. Jednak niedługo mieli się o tym przekonać. Astaroth postanowił podzielić się swoimi przeczuciami z pozostałymi.


- Dei, Selim… Mam wrażenie jakbyśmy siedzieli w norze jakiegoś ogromnego, nie mającego ciała demona… Nie podoba mi się to…


- Och Co Ty nie powiesz. Obaj z Deiem już dawno na to wpadliśmy. Ja to wiedziałem odkąd mnie tu zamknęli.


- I nic Ci się jeszcze nie stało? Czego ten demon może chcieć?


- On chce ofiary. Ale nie ze mnie, a ze swoich wyznawców. Zabiliście może ich trochę na dworze? Jeżeli tak to trzeba będzie ich tutaj przenieść i będzie po kłopocie. No dobra… Nasz duży kolega się uspokoił więc mogę się wreszcie stąd wygramolić.

             
             Selim wyszedł ze swojej kryjówki i niepewnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Otworzył je. Nic się nie stało. Mogli iść dalej. Najwyraźniej obietnica wrzucenia tu trupów podziałała. Cała trójka przyjaciół bez problemu wyszła na zewnątrz. Deidara i Astaroth wzięli się za przenoszenie trupów, a Selim schował się w krzakach, w razie gdyby Wilki wróciły.

             
             Po niecałej godzinie demony skończyły przenosić ciała znajdujące się w okolicy. Deidara wziął panicza na ręce i ruszyli w drogę.


- Dei, musimy iść najpierw do posiadłości Ciela, a dopiero później do mojej posiadłości.


- Dobrze, rozumiem.
             
             Okolica była spokojna. Demonom wydawało się, że jest aż nazbyt spokojnie, ale nie potrzebnie się martwili. Nikt ich nie obserwował, nikt ich nie gonił ani nie śledził. Mogli więc spokojnie wyjść już z lasu i iść dalej przed siebie.