niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 18



Rozdział 18: Odsiecz
             
            Deidara, w momencie, gdy poczuł, że panicz go wzywa, wybiegł z posiadłości Ciela. Książę nie zdążył nic powiedzieć. Po chwili zawołał swojego kamerdynera, rozkazał mu wyprowadzić powóz i gonić Deidarę.
             
            Lokaj biegł przed siebie niczym oszalały, biegł najszybciej jak umiał. Powoli zaczął wbiegać do lasu, gałęzie smagały jego twarz. Ale wiedział, że musi się spieszyć, inaczej może stracić kontakt z Selimem. Możliwe, że nie dotarłby wtedy na czas, a było to dla niego bardzo ważne. Nie mógł przecież pozwolić, by coś stało się jego paniczowi. Przeszkodziło by to w jego, prawie doskonałym, planie…
             
            Ciel i jego kamerdyner nie byli w stanie jechać dostatecznie szybko, by dogonić Deidarę. Książę musiał zdać się na lokaja swojego przyjaciela. Jednak pomimo tego, że wiedział, że nie jest w stanie nic zrobić, jego umysł był pełen obaw. Nie mógł mieć przecież pewności, że Deidara nie jest jednym z prześladowców Selima…
             
             Natychmiast odrzucił tą myśl. To było niemożliwe, widział przecież, że lokaj martwi się o swojego pana. Nie mógł przecież tego udawać… Chociaż z drugiej strony, Dei był demonem, a one nie posiadają uczuć. Ale, pomimo wszystko, Ciel wiedział, że nie ma innego wyjścia jak mu zaufać. Ten potwór był jego ostatnią nadzieją…
            
             Zdawało się, że drzewa starają się przeszkodzić Deidarze w dotarciu do Selima. Zarośla stawały się coraz gęstsze, lokajowi coraz trudniej było się przez nie przedzierać, nie mówiąc już o próbie biegnięcia. Zaczynał wpadać ze wściekłość, gdy nagle pomiędzy gałęziami zauważył kilku ludzi chodzących dookoła jakiegoś niskiego budynku. Demon natychmiast się domyślił, że to tu musi się znajdować jego panicz, a oni mają go powstrzymać przed dotarciem do niego. Był jednak tak zdeterminowany, że nic nie było w stanie mu przeszkodzić. Przykucnął w krzakach i zaczął wymyślać plan przedostania się do budynku. Był przecież sam, a „ich” było dziewięciu. Ale czy to stanowiło problem dla demona? Zdecydowanie nie, Deidara jednak obawiał się, że w środku może być „ich” o wiele więcej.

- Jeżeli w środku jest „ich” więcej, a z pewnością tak właśnie jest, to mogę mieć problem z poradzeniem sobie z nimi wszystkimi. Przydałoby mi się jakieś wsparcie…
             
             Na szczęście, dla Deidary, powoli zaczynało się ściemniać. W nocy będzie miał znaczną przewagę nad przeciwnikiem. Będzie musiał jakoś zwabić ich w głąb lasu i tam się ich po cichu pozbyć. Później uda się z powrotem do budynku, z pewnością będzie tam czekało więcej nieprzyjaciół, więc będzie musiał walczyć również z nimi. Następnie przedostanie się do środka budynku i postara się znaleźć Selima. Przy okazji unieszkodliwi wszystkich napotkanych wrogów. Na chwilę obecną musiało mu to wystarczyć. Gdy już znajdzie panicza będzie się zastanawiał jak bezpiecznie go stąd zabrać. Nie pozostawało mu nic innego jak powoli zacząć wcielać swój plan w życie.
             
             Demon ostrożnie zbliżył się do strażników stojących najbliżej drzew, złapał jednego z nich, ale w taki sposób, by inni to zauważyli, i zaczął uciekać w głąb lasu. Nieco dalej, pomiędzy drzewami znalazł jakąś pieczarę, była świetnym miejscem na ukrycie ciał prześladowców.
             
            Stanął na skraju jaskini i odwrócił się w stronę, z której przybiegł. Zrobił to dosłownie w ostatniej chwili, gdyż nadbiegli właśnie sprzymierzeńcy jego zakładnika.

- Kim jesteś i czego tu szukasz?

- Przyszedłem po swojego panicza.

- Hahaha Myślisz, że Ci go tak po prostu oddamy?!

- Przypuszczam, że nie będziecie stawiali zbyt wielkiego oporu. A nawet jeśli, to nie odniesie to żadnego skutku.

- Jesteś sam, nic nam nie zrobisz.
             
            Deidara powoli zaczynał tracić cierpliwość. Żeby udowodnić, że stanowi dla nich zagrożenie skręcił kark swojego zakładnika. W lesie rozległ się dźwięk łamanych kości i krzyk. Po chwili znowu było cicho.

- Jeżeli nie zejdziecie mi z drogi, czeka was taki sam los.

- Myślisz, że nas tym przestraszysz?

- Miałem taką nadzieję, ale skoro to nie zadziałało to was po prostu zabiję, jednego po drugim. Nie przeszkodzicie mi w odnalezieniu panicza.

- A co jeżeli okażemy się być na tyle silni, że sobie z nami nie poradzisz?

- Tym bym się na waszym miejscu nie martwił. Jestem o wiele silniejszy niż się wydaje więc nie będę mieć problemu z pokonaniem kogoś takiego jak wy.

- Argh Mam Cię dosyć. Zamknij się i idź sobie albo Cię zabiję.

- Jedynym, który może zginąć w tym starciu, jesteś Ty.
             
            W tym momencie mężczyzna nie wytrzymał. Na oślep rzucił się w kierunku Deidary. Próbował dźgnąć go nożem, ale oczywiście demon był szybszy i uprzedził go. Już drugi z prześladowców Selima dołączył do pierwszej ofiary lokaja.
             
             Pozostałe Wilki zaczynały się bać Deidary. Wydawało im się, że jest jakimś potworem. Nie wiedzieli przecież, że lokaj jest demonem.

- I co powiecie na to? Nadal się mnie nie boicie?

- Teraz… teraz przestaje mi się to wszystko podobać. Kapłan nic nie wspominał o piekielnie silnym lokaju. To wszystko jest jakieś nienormalne…

- Na tym świecie nic nie jest normalne. Ale skoro aż tak Ci to przeszkadza to mogę ukrócić Twoje cierpienia i Cię zabić.

- Zostaw mnie w spokoju, Ty psychopato!
             
             To wyprowadziło demona z równowagi. Zanim Wilk się obejrzał lokaj stał już tuż za nim powoli wbijając mu palce w gardło. Mężczyzna nawet nie zdążył spróbować się wyrwać, po chwili było już po wszystkim. Teraz lokaj postanowił po kolei wykończyć ich wszystkich. Irytowali go i przeszkadzali mu w dotarciu do jego ukochanego panicza. W całym lesie było słychać krzyki, przypominające wycie, pełne bólu. Zwierzęta uciekały w popłochu na widok wściekłego Deidary.
             
             Wilki znajdujące się koło Selima zastanawiały się od czego zacząć. Chcieli zadać chłopcu jak najwięcej bólu nie zabijając go przy tym. Nawet gdyby chcieli zabić go już teraz to nie mogli tego zrobić.

Dei cały czas zastanawiał się nad tym jakie są szanse, że ktokolwiek przyjdzie mu z pomocą. Powoli wracał do kryjówki Wilków uważnie rozglądając się na każdym kroku. Tamtych strażników zabijał tak głośno, że z pewnością przed wejściem do budynku było ich już dwa razy więcej.

Gdy lokaj dotarł na miejsce nie zobaczył nikogo. Uznał to za podstęp więc obszedł cały budynek dookoła wypatrując nieprzyjaciół. Po przeciwnej stronie od wejścia zauważył kilki martwych już strażników. Nie zdążył się nawet zastanowić kto mógł ich zabić, bo z cienia wyszedł nagle jakiś mężczyzna. Deidara od razu wyczuł, że to demon. Jednak nie miał on wrogich intencji więc Dei miał zamiar wykorzystać jego pomoc przy odbiciu panicza.

- Kim jesteś i co tu robisz?

- Czekałem na Ciebie, Dei, gdy ci durnie rzucili się na mnie. Zabiłem ich i postanowiłem ukryć się w cieniu do czasu, gdy się tu zjawisz.

- Nie znam Cię, ale Ty mnie chyba tak. W każdym bądź razie, teraz nie ma czasu na przedstawianie się sobie, załatwimy to kiedy indziej. Teraz musimy odnaleźć panicza i zabrać go stąd jak najszybciej.

- Masz rację. Selim jest bardzo delikatnym dzieckiem. Jeżeli szybko go stąd nie zabierzemy może to mieć na niego zły wpływ.

- Wystarczy tego gadania. Chodźmy już.

- Zrobiłeś się strasznie nerwowy, Dei~ Kiedyś taki nie byłeś…

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 17

Dodaję rozdział dopiero dzisiaj, bo zapomniałam dodać go w piątek ._.

Rozdział 17: W niewoli

Napastnicy wrzucili go do powozu i zawieźli daleko, w głąb lasu, tam, gdzie znajdowała się ich kryjówka. Zbyt wiele okropnych wydarzeń w trakcie jednego dnia źle wpływało na samopoczucie Selima. Po chwili zemdlał, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Tak się przynajmniej zdawało…

- No, wreszcie zemdlał. Myślałem, że całą drogę będzie się tak rzucał jak opętany.

- Tak, teraz przynajmniej jest spokojny. Trzeba go szybko przewieźć do Kapłana, nie wiem kiedy się obudzi.
             
            Po kilku godzinach Selim obudził się w ciemnej i zimnej piwnicy. Tak mu się przynajmniej zdawało, gdyż w rzeczywistości nie był w piwnicy, lecz w paskudnych lochu. Ktoś zamknął go w celi, jak przestępcę. Chłopiec spróbował się podnieść, ale nie był w stanie, ponieważ ręce i nogi miał skute łańcuchami.

- Cholera, co się dzieje. Gdzie ja jestem?

- Jesteś teraz w lochach Najwyższego Kapłana. To powinien być dla Ciebie zaszczyt. W innych lochach jest jeszcze gorzej. Tutaj nie ma przynajmniej szczurów, nie musisz się bać, że Cię zjedzą.

- Szczury?! Nienawidzę szczurów. Są obrzydliwe i oślizgłe. I strasznie śmierdzą.

- Uważasz, że mam się z tego cieszyć?!

- Na pewno nie możesz narzekać, mogłeś gorzej skończyć.

- Ten kretyn niestety ma rację…

- Kim wy jesteście? Sektą…?

- Można to tak nazwać. Nasza grupa nazywa się „Wolves”. Nic więcej nie mogę Ci powiedzieć dopóki Kapłan nie wyda takiego polecenia.
             
             Wolves… Wilki… Dzika i straszna nazwa, w sam raz dla grupy brutalnych ludzi.
             
             Selim zaczął się zastanawiać, co mogą z nim zrobić i nagle przypomniał sobie wakacje, podczas których zaczęło się to wszystko. Próbował sobie przypomnieć co było napisane na ścianie, ale nie mógł. Jedyne co sobie przypomniał to ojciec, którego kilka lat po tym wydarzeniu zabił… Wtedy przypomniała mu się również matka, i ich posiadłość, która spłonęła. Jego myśli natychmiast skupiły się na Deidarze… I nagle zapragnął żeby jego lokaj jak najszybciej się tu zjawił i, tak jak zawsze, wyciągnął go z kłopotów.
             
            Niestety, tym razem Deidara nie mógł paniczowi, tak jak ten by sobie tego życzył, ponieważ nie wiedział gdzie powinien go szukać.

- Gdyby tylko panicz uaktywnił pieczęć mógłbym go bez problemu znaleźć.
            
            Selim nie wpadł jednak na ten pomysł. Bolała go głowa i czuł, że zaraz znowu straci przytomność. Był głodny, spragniony i zły. Przecież jest hrabią wielkiego rodu. To niedopuszczalne, żeby ktokolwiek traktował go w taki sposób.
            
            Chłopiec stracił przytomność. Gdy się obudził leżał na łóżku, jednak nie mógł się ruszyć. Był przywiązany linami. Bolało go całe ciało. Rozejrzał się i stwierdził, że już nie jest w tym śmierdzącym lochu.

Znajdował się w dosyć dużym pomieszczeniu, które z pewnością nie było pokojem gościnnym.  Ściany pokryte były tapetą o szarym odcieniu, okna zasłonięte były czarnymi zasłonami. Panicz leżał zaś na łóżku, na którym znajdowała się karmazynowa pościel.

Po chwili jednak Selim doszedł do wniosku, że pościel jest po prostu przesiąknięta krwią. Zauważył również, że jest zupełnie nagi… Bardzo się wtedy przeraził, zaczął się miotać i rzucać na wszystkie strony oraz krzyczeć najgłośniej jak tylko umiał. Natychmiast przybiegł wtedy jeden z Wilków i spróbował włożyć mu do ust knebel. Zanim jednak zdążył to zrobić chłopiec ugryzł go w rękę, z której zaczęła lecieć krew.

- Ty mała dziwko! Zapłacisz mi za to.
              
             I wtedy mężczyzna uderzył Selima w twarz. Policzek chłopca natychmiast spuchł, z oczu mimowolnie popłynęły łzy. Delikatny młodzieniec nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Spróbował znowu krzyknąć, ale zamiast tego wydał z siebie zaledwie ciche piśnięcie. Nie był w stanie zrobić nic więcej, więc poddał się Wilkowi, który włożył mu knebel do ust.

- Gdybyś tak nie krzyczał wcale nie musiałbym Ci tego wkładać. To tylko i wyłącznie Twoja wina. Zachowuj się spokojnie to, za jakiś czas, może ktoś wyjmie Ci knebel. Ale nie radzę Ci nikogo więcej gryźć. Bo nie skończy się to dla Ciebie tylko uderzeniem w twarz…
            
            Twarz mężczyzny wyglądała jak twarz jakiegoś psychopaty czy mordercy, który degustuje się cierpieniem swojej ofiary. Selim bał się jak jeszcze nigdy dotąd. Nie miał już nawet siły płakać… Powoli zaczął zapadać w głęboki sen.
             
             Gdy się obudził nadal był przywiązany do łóżka, ale nie miał już zakneblowanych ust. Mógł wreszcie spokojnie odetchnąć, przynajmniej tak mu się wydawało, ponieważ do pokoju wszedł właśnie Kapłan i trzy inne Wilki. Podeszli do niego prawie od razu. Kapłan i jego towarzysze bardzo uważnie przyglądali się Selimowi.

- Co powiecie, chłopcy, na to, żeby przed „obrzędem” jeszcze się nieco zabawić? Chłopiec wygląda na bardzo zmęczonego, więc nie powinien stawiać oporu…

- Kapłanie, jesteś pewny, że możemy?

- Tak, jestem pewny. Możecie z nim zrobić co Wam się podoba. Tylko pamiętajcie, że musi być żywy. Inaczej cały nasz wysiłek pójdzie na marne.

- Oczywiście, będziemy pamiętać.
             
            Kapłan wrócił do swojego gabinetu, a mężczyźni mieli „zająć się” Selimem. On jednak przeczuwał, co chcą zrobić, dlatego znowu zaczął krzyczeć. Jeden z dręczycieli uderzył go wtedy w twarz i chłopiec tracąc przytomność znowu zapragnął, by lokaj był teraz przy nim. Przez krótką chwilę pomyślał o kontrakcie, którym byli połączeni. Lecz po chwili zemdlał. Na szczęście ta krótka i przelotna myśl o pieczęci wystarczyła, by Deidara mógł wyczuć, gdzie znajduje się jego panicz. Teraz już wiedział dokąd powinien się udać. Tylko czy uda mu się zdążyć na czas…?




Na czas bliżej nieokreślony zawieszam działalność bloga! Nie mam jeszcze gotowego kolejnego, 18 rozdziału, a w poniedziałek zaczyna się szkoła -.- Jak znajdę trochę wolnego czasu to postaram się coś napisać i dodać na bloga, ale nie wiem kiedy to będzie.

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 16


Rozdział 16: Drugi dzień u księcia
            
            W pałacu panowała bardzo napięta atmosfera, ponieważ Selim nadal był wściekły na Deidarę i Ciela, i nie pozwalał im się do siebie zbliżać. Niespokojne myśli krążyły po ich głowach. Książę właśnie zaczął swoją codzienną lekcję muzyki, niestety był zbyt rozkojarzony by skupić się na grze na pianinie.

- Cholera, ja tak nie mogę! Wychodzę.
             
            I Ciel natychmiast wybiegł z salonu. Był wściekły na siebie i Selima, nie powinien pozwalać mu spać u siebie w pokoju. Był też wściekły na Deidarę, który na zbyt dużo pozwalał sobie w stosunku do jego przyjaciela. Tę dwójkę łączyła jakaś dziwna relacja, której młody książę nie mógł, czy może raczej nie chciał, pojąć.

- Strasznie nie podoba mi się ten cały Deidara… Sam fakt, że jest demonem jest wystarczająco przerażający. No i jeszcze sposób w jaki traktuje Selima… To niedopuszczalne. Traktuje go jakby był jego własnością. A przecież tak nie jest… Tak nie może być. To po prostu niemożliwe.
             
            Jednak ta myśl nie dawała spokoju Cielowi. Postanowił więc pójść i spróbować porozmawiać o tym z Selimem. Poszedł do jego pokoju, ale chłopca tam nie było. Nie było też jego bagaży.

- Cholera, spóźniłem się. Deidara zabrał go pod moją nieobecność w pałacu… Nawet nie wiem gdzie Selim teraz mieszka… Jak ja mam go znaleźć?
             
            Książę był przestraszony tym, co dzieje się z jego przyjacielem. Jego myśli były jeszcze bardziej niespokojne niż rano. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Nagle usłyszał  czyjś głos. Gdzieś blisko, bardzo blisko, ktoś mówił coś do niego. Tylko kto to mógł być…
             
            Tak, Ciel nie miał  wątpliwości. To był Deidara. Ten cholerny demon, który odebrał mu przyjaciela. Lokaj stał tuż za jego plecami, jednak młody dziedzic nie zauważył jego obecności, aż do momentu, gdy jego szyję owiał lodowaty oddech lokaja. Chłopiec aż podskoczył ze strachu.

- Hahaha. Nie masz się czego bać. Fakt, że Cię nie lubię, nie musi wcale oznaczać, że chcę Ci zrobić krzywdę… Przynajmniej na razie…

- Czego ode mnie chcesz? I gdzie jest Selim?!

- Chciałem Cię zapytać o to samo… Książę…

- Myślałem, że to Ty go zabrałeś i wyjechałeś z nim do jego posiadłości.

- Nie, to niestety nie byłem ja. Ale skoro nie ma też jego bagaży to możemy założyć, że chce wrócić do posiadłości na własną rękę. Co raczej, biorąc pod uwagę jego nieporadność, jest fatalnym pomysłem.

- Tak, ten jeden, jedyny raz muszę się z Tobą zgodzić. Trzeba go znaleźć i to jak najszybciej, bo może mu się coś stać.
             
             Niestety, Ciel wcale się nie pomylił. Selim postanowił wrócić do swojej posiadłości sam, ale niestety w drodze do miasta natknął się na „nich”. Natychmiast złapali go i obezwładnili. Chłopiec był kompletnie bezbronny bez swojego lokaja.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 15


Rozdział 15: Kłótnia

Nazajutrz rano obaj obudzili się z głośnym krzykiem. Ktoś stał koło łóżka i nie wyglądał na zadowolonego tym, co zobaczył. Selim spostrzegł, że to Deidara.

- Dei, co Ty tu robisz?

- Właśnie miałem Cię spytać o to samo, paniczu.

- J-ja... nie zrobiłem przecież nic złego, tylko... spałem tutaj wczoraj. Przyszedłem do księcia żeby porozmawiać i jakoś tak wyszło, że tu usnąłem...

- Akurat. Wybacz, paniczu, ale nie wierzę w ani jedno Twoje słowo. Nie umiesz kłamać więc nie próbuj tego więcej robić, dobrze?

- Tak… zgoda. Dei, ja… przepraszam Cię… Nie chciałem żebyś mnie tutaj zobaczył…

- Czyli w ogóle nie zamierzałeś mi o tym mówić, tak?!

- Tak, nie chciałem żebyś o tym wiedział. Zresztą, tutaj nie ma co opowiadać, po prostu spaliśmy razem i tyle. Nic nie robiliśmy, bo…

- Powiedziałem już, nie wierzę w ani jedno Twoje słowo. Jeżeli tak mają wyglądać Twoje „spotkania” z przyjacielem to nie zobaczysz się z nim więcej. Natychmiast idź się ubrać, zaraz wracamy do domu.

- Przestań na niego krzyczeć! To Twój pan, nie masz najmniejszego prawa mówić do niego takim tonem, podważać jego zdania, a tym bardziej zwracać się do niego po imieniu!!

-Jeju, Ciel, nigdy nie widziałem żebyś się tak na kogoś wściekł. Lepiej by było gdybyś zostawił tę sprawę w spokoju, Dei jest wściekły, nie wiem co może zrobić…

- Selim, w porządku? Czemu mi nie powiedziałeś, że on się zachowuje w ten sposób w stosunku do Ciebie?

- Nie było takiej potrzeby. Zresztą, to ja kazałem zwracać mu się do mnie po imieniu…

- Przecież to tylko lokaj. Dlaczego obdarzasz go takimi przywilejami?

- Bo uratował mi życie, jestem mu to winien. A teraz, wybacz, muszę pójść się ubrać i spakować do drogi.

- Nie! Nie ma mowy! Nigdzie nie jedziesz! Dopiero co spotkaliśmy się po tylu latach, a Ty już chcesz uciekać?! Do tego tylko z tego powodu, że lokaj każe Ci tak zrobić?! On nie ma najmniejszego prawa rozkazywać Ci! Selim, błagam, otrząśnij się! On rzucił na Ciebie jakiś zły urok czy co… Martwię się o Ciebie…

- Nic Tobie do tego, co robię z Selimem. Jest mój i nie masz do niego żadnego prawa.

- Owszem, mam. Jest moim przyjacielem więc moim obowiązkiem jest mu pomóc, gdy ma kłopoty.

- Jakoś trzy lata temu, gdy naprawdę potrzebował pomocy nie było Cię przy nim! To ja pomogłem mu wtedy więc nie próbuj mi wmawiać, że jesteś jego przyjacielem!

- Przestańcie, do cholery, się kłócić!!! Nie zniosę tego! Zależy mi na was obu więc będziecie musieli się jakoś ze sobą dogadywać, nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Jeżeli nadal macie zamiar się kłócić, to wybaczcie, ale nie chcę znać żadnego z was. Serce mi pęka jak widzę, że się kłócicie, więc, proszę, przestańcie… To naprawdę strasznie boli…
             
            Deidara i Ciel byli bardzo zaskoczeni takim zachowaniem Selima. Żaden z nich nie spodziewał się, że potrafi on być aż taki stanowczy, ale i uczuciowy…

- Wybacz, paniczu, nie miałem zamiaru Cię zranić…

- Ja też, Selim. Przepraszam…

- Wybaczę wam obu pod warunkiem, że przestaniecie się kłócić i naprawdę spróbujecie się ze sobą dogadać.

- Selim, nie wiem czy dam radę… Ten Twój lokaj przeraża mnie… Mówiłem Ci już, że ciarki mnie przechodzą na sam jego widok.

- Wiem, ale proszę, zrób to dla mnie.

- No… dobrze. Ale robię to tylko i wyłącznie z uwagi na Ciebie.
             
            I wyciągnął rękę „na zgodę” do Deidary, który, choć bardzo niechętnie, przyjął uścisk.

- Cholera, muszę jakoś wytrzymać. Nie podoba mi się ten dzieciak, jest zbyt spostrzegawczy, przez niego mogę nie przejąć kontroli nad paniczem. Najprawdopodobniej będę musiał się go w niedługim czasie pozbyć. Tylko jak to zrobić… Panicz natychmiast nabierze podejrzeń w stosunku do mnie… Będę musiał upozorować wypadek…
             
             Po wyczerpującym poranku Selim i Deidara zdecydowali się jednak zostać jeszcze jedną noc u księcia.